piątek, 27 czerwca 2014

Trzeci

*Oczyma Alice*
Może jednak za bardzo gwałtownie wybiegłam z budynku, przecież nie każdy wie co ja naprawdę czuje. Właściwie to nikt nie wie i nie powinnam tego od nikogo wymagać. Ale to był odruch, coś jakby we mnie pękło, coś co chroniłam w sobie, by nie opuściło wnętrza mnie.
Szłam powoli ciemnymi uliczkami Londynu wpatrując się z zaciekawieniem w zabytkowe budynki tej dzielnicy. Nigdy tu nie byłam, właściwie nie wiem co oznacza "TU". Nie wiedziałam gdzie Idę, ale nadal brnęłam przed siebie. Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok, niestety nie mogłam zlokalizować do kogo należy. Co parę kroków odwracałam się, by spojrzeć za siebie, ale dalej nikogo tam nie dostrzegłam. Po chwili poczułam czyjś oddech na swoim ramieniu. Zdezorientowana stanęłam w miejscu, po czym niespodziewanie rzuciłam się do biegu, było to trochę trudne, ponieważ byłam strasznie zmęczona. Mimo tego w zaskakująco szybkim tempie dobiegłam na róg jednej z ulic. Byłam już wystarczająco daleko, by uniknąć zaatakowania przez nieznajomego.
Szłam prze siebie, mój oddech powoli się uspokajał, kiedy obok mnie przystanął samochód. Zaczęłam szybciej iść, gdy usłyszałam czyjś głos wypowiadający moje imię:
- Alice, poczekaj. - spojrzałam za siebie i zauważyłam Liam'a, który jedną ręką opierał się o drzwi, a drugą trzymał kierownicę. Zatrzymałam się na chwilkę, a on podjechał i otworzył mi drzwi. - Wsiadasz? - zastanowiłam się chwilkę i postanowiłam z nim pojechać, to zawsze lepsze niż plątanie się po nie oświetlonych uliczkach.
Jechaliśmy w ciszy dopóki Liam nie zaczął tematu:
- Co ty tu robiłaś, to niebezpieczna okolica. - zapytał zaciekawiony.
- Mogłabym cie zapytać o to samo. - moja odpowiedź wyraźnie go speszyła, bo nic więcej nie powiedział.
Dojechaliśmy pod mój dom, a ja podziękowałam za podwózkę i zaszyłam się w mojej torebce w poszukiwaniu  kluczy. Weszłam do domu i cichaczem popędziłam do swojego pokoju, co niezbyt mi się udało, bo upadłam dobre cztery razy.
Gdy z poobijanymi nogami dotarłam do pokoju bezwładnie opadłam na łóżko i wzięłam do ręki telefon. Z przyzwyczajenia włączyłam wyświetlacz i ukazała mi się ikonka sygnalizującą połączenia od Darcy.
Chwile zastanawiałam się czy do niej zadzwonić, ale mój honor był silniejszy. Gdybym zadzwoniła, pokazałabym, że jestem słaba. Wiem, jestem taka, ale nikt poza mną nie powinien o tym wiedzieć.

*Oczyma Darcy*
Wróciłam do domu po treningu, wzięłam prysznic i położyłam się spać.
Jak to zwykle bywa nie mogłam zasnąć. Sięgłam więc do kieszeni kurtki, w której byłam w szkole, lecz nic tam nie znalazłam. W tamtej chwili przypomniałam sobie wydarzenia sprzed paru godzin, tabletki i prochy, które kupiłam jak zwykle u Louisa musiały mi wypaść podczas ucieczki. Czyli czeka  mnie kolejna nieprzespana noc i dzień bez wspomagających substancji. Jak na razie dobrze sobie z tym radze, ale co będzie jak pójdę do szkoły? Louis już pewnie nie sprzeda mi nawet jednej działki, a jakby to i tak bym jej od niego nie kupiła. Ale czego nie robi się dla rzeczy których pragniemy? Które dają nam siły na kolejny dzień? Tylko jedna osoba może mi pomóc i zrozumieć... Zayn.
Ponownie wzięłam do rąk mój telefon i wyszukałam w spisie kontaktów numer Zayn'a. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam chłodny telefon do ucha, co spowodowało u mnie przeszywający dreszcz. Już po chwili w słuchawce rozbrzmiał zaspany głos Malika:
- Czego chcesz?
- Hej, też miło cie słyszeć.
- Wiesz która jest godzina? Dokładnie 2 w nocy.
- Jak robiliśmy imprezę to jakoś ci to nie bardzo przeszkadzało.
- To była inna sytuacja, jakbyś przyszła do mnie to bym się nie pogniewał. - powiedział z cichym śmiechem.
- Tak, wiem dla Malika każda pora jest dobra.
- A tak w ogóle to po co dzwonisz? Bo chyba raczej nie, żeby pogadać o moim sposobie spędzania imprez.
- Mam sprawę...
- Do mnie?
- Tak, czy to takie dziwne?
- Może zaczniesz gadać, bo chciałbym być jutro żywy.
- Masz towar?
- Nie, właśnie miałem dziś kupić u Louisa, ale ta akcja z tobą pokrzyżowała mi plany. A raczej ty jesteś ważniejsza niż jakieś tam prochy.
- To zależy dla kogo...
- Dla mnie napewno.
- Taa, wmawiaj to swoim pizdom, które spędzają z tobą noc.
- Jakbyś nie była to bym przeszedł obojętnie, a tego nie zrobiłem.
- Dobra, mniejsza z tym. A co teraz zrobimy? Przecież Louis już nigdy nie pokaże się pod szkołą.
- Znajdziemy innego dilera. Nie martw się i staraj się o tym za dużo nie myśleć. A teraz daj ludziom spać. Do jutra. - gdy skończył mówić, bez słowa rozłączyłam się i ponownie się położyłam.


środa, 11 czerwca 2014

Drugi

~oczyma Darcy~
Jego ciało coraz bardziej na mnie napierało, przytrzymując mnie przy ścinie starej kamienicy. Próbowałam się szarpać, ale on tylko ścisnął mocniej moje już obolałe nadgarstki.
Nagle zaraz za plecami Louisa znalazł się Zayn, pewnie przyszedł tu po to samo co ja. Nie łudziłam się, że pomoże mi w tej beznadziejnej sytuacji, lecz zanim się obejrzałam Louis leżał już unieruchomiony na zimnym chodniku. Otworzyłam buzie żeby podziękować mojemu wybawcy, ale gdy z mojej buzi miały wydobyć się słowa, poczułam na swoim nadgarstku jego ciepłe dłonie ciągnące mnie w stronę przystanku.
Niestety w czasie gdy biegliśmy nasz autobus zdąrzył przyjechać, jak zarówno odjechać. Nie wiem po co w ogóle biegliśmy, ponieważ ja już od chwili kiedy zorientowałam się po co biegniemy wiedziałam, że nie zdarzymy. Może gdyby Zayn biegł sam miałby jakieś szanse, ale ze mną? Nie chodzi mi o to, że wolno biegam, ale po prostu jakbym szybko nie biegła i tak autobus odjechałby mi przed nosem.
- O nie! Następny jedzie dopiero za godzinę - powiedziałam lekko poddenerwowana.
- Wrzuć na luz mała - podkreślił ostatnie słowo i uśmiechnął się szyderczo.
- Taaaa, ciekawe jak? - odpowiedziałam szukając w kieszeni kurtki woreczka z białym proszkiem.
- Czego tam tak szukasz? - zaśmiał się, właściwie nie wiem z czego, ale domyśliłam się jakiego typu była to myśl.
- Gdzie jest mój towar? - krzyknęłam idąc w stronę z której przybiegłam, lecz coś mnie zatrzymało. Raczej nie coś, a ktoś. Jego silne ramiona oplotły mnie, a ja nawet nie próbowałam się z nich wyswobodzić. Wiedziałam, że nie powinnam mu na to pozwalać, ale to coś było silniejsze ode mnie. Nie mogłam tego zrobić, ten uścisk, te charakterystyczne ciepło i opuszki palców
przypominały mi o bliskości jaką obdarowała mnie tylko jedna osoba.


~oczyma Alice~
Wsiadłam do autobusu i zajęłam wygodne jak na współczesne autobusy miejsce. Gdy autobus odjeżdżał przez okno zauważyłam biegnących Darcy i Zayna w stronę odjeżdżającego już pojazdu. Właściwie to co ona z nim robiła jeszcze trzymających się za ręce? W tej właśnie chwili postanowiłam napisać do mojej przyjaciółki, otwarłam moją torebkę i zaczęłam niekończące się poszukiwania mojego telefonu. W pewnym momencie zguba się znalazła, ale wyślizgnęła się z mojej dłoni i wylądowała na na ziemi. Schyliłam się, by go podnieść, ale było za późno, bo przechwycił go chłopak, na którego nie musiałam patrzeć, żeby go rozpoznać. Był to Liam:
- Dzięki - powiedziałam nawet na niego nie patrząc
- Mogę się przysiąść - powiedział, po czym wskazał na wolne miejsce zaraz obok mnie.
- Jak musisz... - usiadł spoglądając na mnie kątem oka.
- Nie zachowujmy się jak dzieci.
- Dorosły się znalazł.
- Wiesz przecież, że ty zawsze byłaś najważniejsza.
- No właśnie, byłam.
- Jesteś i będziesz, a z tą laską to tylko przelotna znajomość.
- No i właśnie o to mi chodzi, przelotna znajomość, czyli przeleciałeś i zostawiłeś, tak? - wydarłam się na cały autobus.
- Dobra, dajmy sobie spokój, może właśnie tak miało być? - speszony ześlizgnął się z siedzenia i zrobił krok w stronę wyjścia, kiedy ja złapałam jego bezwładną rękę. Odwrócił głowe w moją stronę i spojrzał na mnie pytająco.
- Razem już raczej nie będziemy, ale możemy być przyjaciółmi, co ty na to? - powiedziałam jak aktor wyuczony na pamięć tekstu na przedstawienie, ale wiedziałam co w tym przypadku oznacza przyjaźń. Liam zadziornie się uśmiechnął i wyszedł z autobusu, a ja zaraz za nim.
***
Weszłam do pustej łazienki i zaczęłam w ciszy myć ręce. Cisze przerwała Darcy, która jak zwykle na ostatnią chwile przyszła na trening. Stanęła obok mnie i zaczęła wpatrywać się w moje ręce. Dobrze wiedziałam o co jej chodzi, więc szybko zakręciłam kran i ruszyłam w stronę sali, by uniknąć jej wzroku. Ucieczka od niej mi się nie udała, ponieważ w odpowiednim momencie chwyciła mnie za rękę i zapytała tak szybko, jakby bała się, że zmieni zdanie:
- Dlaczego to zrobiłaś? Znowu? Przecież coś mi obiecałaś.
- Nic ci nie obiecywałam, dobra daj sobie spokój. - powiedziałam na jednym tchu i pobiegłam się przebrać, a już za parę minut byłam na zewnątrz.